czwartek, 31 maja 2018

Kacau Ecuador Naranjilla & Lemon Grass ciemna 74% z lulo i trawą cytrynową


4 maja na czerwonym szlaku gdzieś za Wołosaniem, przystanęliśmy celem degustacji kolejnej czekolady. Spokojny cichy las sprzyjał kontemplacji kolejnego smakołyku prosto od Kacau - ekwadorskiej marki produkującej swe czekolady na bazie lokalnego kakao Arriba. Teraz w rękach mieliśmy ich kolejną 74-kę z dodatkami, zakupioną w sklepie Sekretów Czekolady. Kacau Naranjilla & Lemon Grass zwróciło moją szczególną uwagę ze względu na dodatki. O ile trawę cytrynową spotykamy raz po raz w czekoladach (chociażby świetna La Naya Tanzania Kilombero), o tyle lulo (inaczej naranjilla) było by dla mnie zupełnie obcym owocem, gdyby nie moje podróże do Kolumbii i Ekwadoru. Smakowałam tam lulo wiele razy i bardzo polubiłam ten specyficzny owoc: słodki, soczysty i aromatyczny (który umiejscowiłabym gdzieś pomiędzy miechunką a marakują). Wypiłam też wiele świeżych soków z lulo. Teraz miałam odkryć ten owoc w zupełnie nowym wydaniu - w formie suszonej, jako posypka na ekwadorskiej ciemnej czekoladzie.

 Ciemna tabliczka posypana była od spodu sowicie kawałkami suszonego lulo. Trawa cytrynowa zaś umieszczona tu była w postaci olejku. Czekolada pachniała przez to bardzo intensywnie: paloność i ziemistość kakao mieszała się z cytrusowo-ziołową wonią olejku oraz z specyficznym zapachem lulo.


Pomimo tego, jak bardzo kusiła mnie Kacau Naranjilla & Lemon Grass, niespecjalnie przypadła mi do gustu. Samą 74% czekoladę znałam już z poprzednich degustacji Kacau (wersja bez dodatków oraz Mango & Maras Salt) i wiedziałam, że i tym razem nie zostanę jakoś specjalnie porwana (spora ziemistość, paloność, mało finezji, raczej dość ordynarna i "klasyczna gorzka" czekolada). Bardzo obfita owocowa posypka okazała się odrobinę za bardzo przesuszona, a trawa cytrynowa przełamująca smak suchego lulo sprawiała, że całość stała się zbyt bardzo aromatyzowana, perfumowana, kwiatowo-ziołowa w sposób wręcz nieznośny. No i te suche kawałki lulo nie współgrały mi dobrze z rozpuszczaniem się czekolady... Nie chciałabym już do niej wracać, ale będę marzyć o lulo w nadziewańcu Zottera... O tak! To by było coś...


Ostatnią noc pod namiotem spędziliśmy w bazie Rabe. To urokliwe miejsce w leśnych ostępach, wśród pastwisk żubrów i siedlisk niedźwiedzi. Kąpiel w potoku, ognisko, cisza... Delektowaliśmy się. A oprócz Błękitnej Rapsodii na terenie Rabe był też naprawdę ekskluzywny Toi Toi ;)


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, suszone lulo 14,59%, olejek z trawy cytrynowej 0,71%.
Masa kakaowa min. 74%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 600 kcal.
BTW: 10/40/50

wtorek, 29 maja 2018

Republica del Cacao Hot Peppers & Dark Milk Chocolate ciemna mleczna 51% Ekwador Los Rios z chili


4 maja po zwinięciu obozu w Dołżycy pomaszerowaliśmy wzdłuż drogi do Cisnej. Przed nami były jeszcze tylko dwa dni wędrówki i zostało nam już wcale nie tak dużo kilometrów do celu, jakim był powrót do Komańczy. Tak naprawdę, bez ciężkich plecaków żadnym problemem nie byłoby dla nas pokonanie tego dystansu w jeden dzień. Mieliśmy jednak czas. Mogliśmy w spokoju delektować się drogą, częściowo znaną już nam z poprzedniego roku.

I tak, doszliśmy do schroniska pod Honem. Tam kupiliśmy piwo dla orzeźwienia i sięgnęliśmy dla kontrastu po czekoladę idealnie nadającą się do... rozgrzewania. Zakupiona w firmowym sklepie Republica del Cacao w Quito ciemna mleczna czekolada z dodatkiem pikantnych papryczek zdawała się być cacuszkiem stworzonym idealnie dla mnie. Duża gramatura (solidne 100 g), 51% zawartość kakao w mlecznej czekoladzie, no i samo pochodzenie ziaren - ekwadorskie Los Rios - w połączeniu z chili mogło dać niesamowicie smakowity dla mnie efekt. Ostatnio degustowaną mleczną czekoladą z chili, która wyjątkowo mnie zauroczyła, była Chile, Vainilla & Canela od Chocolate Organiko. Dzieło od Republica del Cacao przez samą wyższą zawartość bardziej ekskluzywnego kakao miało u mnie lepiej już na samym starcie.


Czekolada prezentowała się znakomicie. Charakterystyczne dla marki zdobienia umieszczone na sporych, masywnych kostkach - a do tego przekrój tabliczki sugerujący prawdziwego kakaowego kopa. Jednocześnie czekolada była w dotyku gładziutka, a pachniała miksem słodkiego i tłustego mleka, kwiatów, drewna i tropikalnych owoców. W tle przebrzmiewała przyprawowość.

W istocie, Hot Peppers & Dark Milk Chocolate jest urokliwym wypośrodkowaniem pomiędzy wspomnianą wyżej Chile, Vainilla & Canela a Georgia Ramon Carolina Reaper. Porównując ją do tej drugiej mam na myśli aksamit czekolady oraz naprawdę spooorą pikantność (choć oczywiście nie tak inwazyjną jak w Carolina Reaper). Papryczkowe szaleństwo od Republica del Cacao słabszego zawodnika bez problemu zdetronizowałoby jednak swą ostrością. Dla mnie to były wyrafinowane pieszczoty podniebienia. Sproszkowane suszone papryczki wtopione w pyszną, cudnie gładko i masywnie rozpuszczającą się w ustach czekoladą - zafundowały mi niewymowną rozkosz. Już sama czekolada walczyła między łagodną mlecznością a aromatyczną stanowczością ekwadorskich ziaren Arriba. Chili dodatkowo tu namieszało, co nadało kompozycji wyjątkowego uroku. Zaznaczę, że dla mojego Męża czekolada była odrobinę za ostra. Dla mnie była świetna, a  na dodatek bosko kontrastowała z dobrym rzemieślniczym piwem (tu: Ursa Maior Sen Bieszczadnika).


Po smakowitym posileniu się, dalej maszerowaliśmy czerwonym szlakiem przez Hon, Osinę, Wołosań i Jaworze - by na tym ostatnim szczycie zboczyć w stronę Rabe. Ale o tym już pojutrze...



Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, mleko w proszku, suszone papryczki chili, lecytyna sojowa, sól, wanilina.
Masa kakaowa min. 51%.
Masa netto: 100 g.

niedziela, 27 maja 2018

Mesjokke Natural Blonde biała karmelowa 40% Dominikana


Holenderską markę Mesjokke poznałam dzięki Sekretom Czekolady. W swej ofercie posiada jedynie cztery tabliczki, ale za to jakie! Nabyłam je wszystkie, lecz dotąd próbowałam tylko niezwykłą mleczną Stardust. Dziś opisywaną Natural Blonde również szczególnie się ekscytowałam. W końcu to kolejna czekolada biała karmelowa, jakiej miałam skosztować. Byłam ciekawa, jak wypadnie w porównaniu do doskonałej Valrhona Blond Dulcey oraz do Zotter Caramel Milk. Jak się okazało, Natural Blonde jest totalnie odmienna, nie do porównania z czymkolwiek innym...


 Szczególnym walorem Natural Blonde jest proste, ale jakże wymowne i urokliwe opakowanie. Umieszczony na odwrocie opis produktu jest napisany bodajże po niderlandzku, a nie przestudiowałam go dokładnie przed zabraniem czekolady w góry, toteż... Smak czekolady totalnie mnie zaskoczył, ponieważ... była niezwykle ziołowo-przyprawowa. W domu na spokojnie przetłumaczyłam skład i wszystko stało się jasne. Prócz tłuszczu kakaowego z Dominikany (40%) całości, mleka w proszku oraz cukru palmowego z Indonezji czekolada zawiera... ziarna kopru. My zidentyfikowaliśmy wyraźny ziołowy posmak jako anyżowo-kminkowy. Naturalnie, że może on wielu osobom nie przypasować.

Generalnie czekolada zakoczyła swoją szorstką strukturą. Po białej karmelowej spodziewałam się czegoś aksamitnego i błogiego, a tutaj było naprawdę surowo. Słodycz była bardzo wyważona, mocniej palona niźli słodko karmelowa - absolutnie nie był to ulepek. Ziarna kopru miały ogromny wpływ na całą kompozycję, którą oceniam jako naprawdę dziwaczną... Stardust również była dziwaczna, lecz chciałabym do niej wracać. Holenderska blondynka jest natomiast dziewczyną na jeden raz.

  
Rankiem 3 maja mogliśmy oglądać wschód słońca nad Połoniną Wetlińską...





Po tym widowisku jeszcze zdrzemnęliśmy się parę godzin. Następnie przyrządziliśmy sobie w Chatce Puchatka pyszne śniadanko.


I dalej pomaszerowaliśmy Połoniną Wetlińską... Pogoda była cudowna!








Na Przełęczy Orłowicza zjedliśmy dziś opisywaną czekoladę, po czym skusiliśmy się na wejście na Smerek. W końcu w zeszłym roku nie mieliśmy z tego szczytu żadnego widoku - chcieliśmy to sobie wynagrodzić.


Po zejściu ze Smereka ponownie na Przełęcz Orłowicza, obraliśmy szlak czarny w stronę schroniska Jaworzec.


Schronisko Jaworzec położone jest w sielankowym, zacisznym miejscu. Zatrzymaliśmy się tu na żurek, bigos i piwo... Chciało się zostać na dłużej, na noc, ale nie taki był nasz plan...


...a pomoczyć się w Solince było by tak cudownie! Na szczęście już wkrótce mieliśmy okazję na podobną rozkosz.


Smerek widziany z drogi na Falową.


Z Falowej zeszliśmy do Dołżycy pod Cisną. To był długi dzień. Za dwie dychy rozbiliśmy się w ogródku pewnej miłej pani, nieopodal grupy motocyklistów (bardzo grzecznych). Wykąpaliśmy się w dopływie Solinki, najedliśmy się i zapadliśmy w głęboki sen...


Skład: tłuszcz kakaowy z Dominikany, mleko w proszku, cukier palmowy Arenga z Indonezji, glukoza, koper włoski, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 614 kcal.
BTW: 7,3/47/40

piątek, 25 maja 2018

Hoja Verde ciemna 66% Ekwador Arriba


2 maja był dla nas w Bieszczadach dniem pełnym wrażeń. Jak na Bieszczady, zrobiliśmy wówczas sporo przewyższeń (Od Czerteża przez Wielką Rawkę, potem w dół i z Przełęczy Wyżniańskiej na Połoninę Caryńską, w dół do Brzegów Górnych i w górę na Połoninę Wetlińską), co z ciężkimi plecakami i przy upalnej pogodzie było dla nas nie lada wysiłkiem (ale jakże satysfakcjonującym!). Podchodząc na Połoninę Wetlińską przysiedliśmy gdzieś przy drodze by naładować się czekoladą. 66-tka od ekwadorskiej Hoja Verde wydawała się idealnym dopalaczem. Dotąd Hoja Verde jadałam tylko w terenie i zawsze sprawdzały się doskonale. Przypomnę, iż wszystkie moje Hoja Verde kupiłam paradoksalnie nie w Ekwadorze, lecz poprzez niezastąpiony sklep Sekretów Czekolady.


66-tka zdobyła brąz na Akademii Czekolady w 2016 roku oraz zwyciężyła Ecuadorian Chocolate Awards w 2015. Dla mnie była wypośrodkowaniem między 58-ką a 72-ką. Jedzona parę dni wcześniej 72-ka była bardziej wyrazista, tutaj odnajdziemy więcej maślaności i skojarzeń z czekoladowymi lodami. Mniej też jest punktów zaczepienia do głębszej refleksji. Drewno i kawa ugięły się mimo wszystko pod owocowością (znów jabłka!) i aromatem kwiatów. Gdybym miała wybierać, wolałabym wrócić do 72-ki.

 Mój Mąż nie był zadowolony z mojego upierania się na nocleg w Chatce Puchatka. Okazał się on jednak strzałem w dziesiątkę, przede wszystkim dlatego, że... chwilę po naszym rozgoszczeniu się w schronie rozpętała się szalona burza gradowa. Potężne gradowe kule odbijały się z impetem od ziemi i siniaczyły ludzkie ciała w panice wbiegające do schroniska. Przez okno z zachwytem oglądałam to spektakularne widowisko zafundowane przez żywioł.

Burza idzie...


A poniżej już obraz po burzy gradowej.





A potem czekał nas kolejny cud natury - zachód słońca nad Połoniną Wetlińską. Ah. Warto.








A tu już idziemy spać... Około dwadzieścia osób koło siebie, na podłodze. Otwarte okno, hulał wiatr...


Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 574 kcal.
BTW: 10/38/50

środa, 23 maja 2018

Minka Macchiato ciemna mleczna z kawą


2 maja wczesnym przedpołudniem na szczycie Krzemieńca zasiedliśmy do degustacji kolejnej czekolady z kawowej serii ekwadorskiej marki Minka. Tym razem była to Macchiato, a więc ostatnia posiadana przeze mnie tabliczka z tej serii (którą zakupiłam w sklepie przy głównym placu w Quito). Przypomnę, iż niezmierni irytuje mnie fakt niepodawania przez Minkę procentowej zawartości kakao w czekoladach z serii kawowej. Z tego tytułu, porównując Macchiato i Mocaccino tak naprawdę nie wiedziałam, na czym się skupić. Obie te tabliczki mają bardzo podobny skład - to ciemne mleczne czekolady posypane kawowymi nibsami. Żałuję, że nie zdecydowałam się na degustację tych czekolad jedna po drugiej - ich porównanie po takim odstępie czasu okazuje się nieco jałowe...


Ponownie zachwyciłam się specyficznym opakowaniem czekolady oraz dołączoną mini-pocztówką z Ekwadoru - tym razem z ukochanym Cotopaxi. Tabliczka pachniała zaskakującą rześkością kawy, rześkością, którą znam z tych delikatnie palonych, mocno owocowych kaw kolumbijskich... Chrupkie, podprażone kawowe nibsy smakujące w sposób drewniano-owocowy, orzeźwiający - nie mierziły tak jak w mocarnej Espresso. Tu dobrze zgrywały się z czekoladą i nie czyniły przesytu ani przeciążenia.

W samej czekoladzie odnalazłam doskonały balans między goryczką a mlecznością. Nie była mocno słodka, a właśnie lekko mleczna - nadal wyraziście odczuwało się moc kakao, które tak jak kawa uderzała w nuty drewna i owoców - gruszek, brzoskwiń... Na szlaku sprawdziła się doskonale - nie była bardzo wyszukana, ale mimo to konkretna i oryginalna (określam ją tak pomimo podobieństw do Mocaccino... bo jednak traktuję całą kawową serię Minki jako oryginał).



2 maja po zwinięciu naszego obozu pod Czerteżem, ruszyliśmy w stronę Krzemieńca - trójstyku granic Polski, Ukrainy i Słowacji. Po drodze zdobyliśmy malowniczą Kamienną. Dobrze było znów przemierzać tę trasę, jak rok temu...


A po Krzemieńcu maszerowaliśmy już na ukochaną Wielką Rawkę... Powoli wkraczając już w strefę tłumów. Na szczęście było jeszcze na tyle wcześnie, byśmy mogli na szczycie Wielkiej Rawki kontemplować ciszę.




A w schronisku pod Małą Rawkę kontemplowaliśmy już naleśniki z jagodami :D.


Mijając Przełęcz Wyżniańską zataczaliśmy już krąg... Nie mogłam, wprost nie mogłam sobie odmówić wejścia na Połoninę Caryńską. Rok temu zbombardowała nas śnieżycą i mgłą, teraz chciałam się nią delektować...







A po Caryńskiej poszliśmy też na Wetlińską...


...aby przenocować w Chatce Puchatka. I celebrować Połoninę.


Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, drobinki kawy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, etylowanilina.
Masa kakaowa: nie podano.
Masa netto: 50 g.